DARIA ŁADOCHA - cykl wywiadów

Upór, determinacja i wiara w swoje marzenia pozwoliły na to by zrewolucjonizowała rynek. Pokazała wszystkim, że zdrowa kuchnia może a nawet powinna być sexi. Jej Mamałyga, okazała się sukcesem w zaledwie kilka tygodni. Daria Ładocha to ekspert w dziedzinie żywienia, łączenia smaków ale także kolorów. Patrząc na serwowane przez nią dania, ciężko uwierzyć, że są zdrową wersją naszych dotychczasowych upodobań kulinarnych.

Była Pani współzałożycielką agencji reklamowej, redaktorką naczelną Poradnika Ślubnego  – kiedy zrozumiała Pani, że to kuchnia jest Pani największą pasją?

 Kuchnia była mi bliska od dawna. Pamiętam jak jeszcze gotowałam z babcią, będąc małą dziewczynką  Siadałam na blacie i lepilłyśmy pierogi, robiłyśmy gołąbki, smażyłyśmy naleśniki wspólnie. Przełom jednak nastąpił w wieku lat 30 kiedy wyjechałam na kolejną  wyprawę,  do Tajlandii. Chcąc się nauczyć gotowania tej kuchni oczywiście. Pewnego dnia usiadałam tam pod Buddą, który miał na sobie markowe okulary. No trudno. W końcu Buddy się nie wybiera. Skoro nie ma innego to musiał być taki. I wówczas zadałam mu pytanie: co ja mam zrobić ze swoim życiem?

Nie wiem czy Pani kiedyś doświadczyła takiego uczucia: nie wie Pani co, nie wie Pani gdzie ale na pewno nie jest, to, to miejsce w którym Pani być powinna i na pewno nie ten czas.

To uczucie, jakby “dotykania” swojego życia. Wówczas nie wiedziałam co to jest. I zadając pytania Buddzie, który oczywiście nic mi nie odpowiedział – usłyszałam jedno z własnych pytań i wydarzyło się coś niezwykłego. Wróciłam do domu. Zostawiłam agencję reklamową, a miałam już wówczas córeczkę. Córeczkę, która była uczulona na gluten oraz nabiał. I założyłam bloga “Mamałyga”.

Oczywiście nikt poza mną nie widział w tym sensu, z uwagi na ilość blogów oraz tematykę: bez glutenu, bez nabiału i bez mięsa. Jednak dla mnie to miała być “biblioteka przepisów” dla mojej córki, by mogła w każdym momencie przypomnieć sobie jak to było. I co wspólnie nam się udało osiągnąć.

Pamiętajmy, że to były czasy kiedy nie było nic bezglutenowego. Ja gotowałam do przedszkola wszystkie posiłki od śniadania po podwieczorek. Cały dzienny jadłospis. Stąd też postanowiłam założyć tego bloga ku czci mojemu dziecku. Z czasem okazało się, że wiele kobiet boryka się z podobnym problemem i tak to wszystko poszło do przodu.

Wynika z tego, że dzieci stanowiły największą inspirację dla Pani.

Tak. Powiem Pani, że właśnie w dniu dzisiejszym mając wywiad “okładkowy” zadano mi nawet takie pytanie. Odpowiedziałam właśnie, że to dzieci są największą inspiracją i motywacją mojego życia.

Obie przyniosły dar. Jedna bezwarunkową miłość do drugiego człowieka a druga wiarę w to, że marzenia są po to żeby je spełniać. Bo w życiu nie byłabym tak ciekawa świata, jeśli nie miałabym komu tego świata przekazać i pokazać.

Nauczyłam się też jednak wówczas jeszcze jednej rzeczy. Trzeba wierzyć w to co się robi. Jak człowiek wierzy, nawet idąc “pod prąd” to mu się uda.

IMG_1687

Ta historia oraz blog z pewnością przyda się każdej mamie. Skoro już wspomniałyśmy o zdrowiu. To jak się Pani udaje to, że jest i smacznie i zdrowo. W czym tkwi sekret?

O to jest super pytanie! Bardzo za nie dziękuję. Wie Pani dlaczego? Bo jak 8 lat temu zrobiłam takie założenie, że szef kuchni może być szczupłą blondynką. I w dodatku będę serwować zdrowe jedzenie. Gdzie należy dodać, że te osiem lat temu to był moment tuż po mojej ciąży. Nie czułam się wówczas dobrze w swoim ciele ale pomyślałam, że trzeba uczynić z tej ZDROWEJ KUCHNI – SEXI MODE.

Niestety nikt mi wówczas nie wierzył! Agencję reklamowe zamykały przede mną drzwi. Bardzo znane wówczas agencję odmówiły mi współpracy, mówiąc, że to się zwyczajnie nie uda.

Bo jak jest tłusto to jest dobrze a kucharz powinien być potężny. Najlepiej jak to byłby oczywiście mężczyzna. A ja pomyślałam, nie zważając na te odmowy – “zobaczycie, że to się uda!”.

Da się przekonać ludzi do tego, żeby jedli zdrowe posiłki, bo gdy poczują się lepiej i równolegle zaczną lepiej wyglądać to na pewno nie przejdą obok tego obojętnie.

Ogromnym “plusem” dla mnie wówczas było to, że sama byłam na początku tej drogi powrotu do formy. Tuż po ciąży, w której przytyłam 30 kilogramów. I zapytałam samą siebie dlaczego by nie cieszyć się kolorami, smakiem, nie zbudować takiej sexi, zdrowej kuchni.

I to się udało!!! Bo dzisiaj wszystkie dietetyczki tworzą blogi, a kucharze nagle liczą kalorie. Proponują dania, które są odchudzone, wspierają naszą odporność, pomagają nam żyć zdrowo.

Zresztą sami kucharze zaczęli wyglądać jak “milion dolarów”. Zobaczmy chociażby na Karola Okrasę.

Tu muszę się z Panią zgodzić. Zdecydowanie.

Przyszło coś nowego. Okazało się, że można a nawet trzeba być “flexy”. A kiedy to się okazało? To się okazało w pandemii! W momencie zamknięcia dotychczas prowadzonych restauracji, Ci szefowie kuchni musieli na nowo zbudować swoją filozofię życia. Do tej pory karmili ludzi i stanęli wówczas przed ogromnym wyzwaniem co dalej?

Ja bardzo wspierałam wszystkie podejmowane przez kolegów inicjatywy. Mi też trzeba przyznać było łatwiej, bo ja nie pracowałam jako szef kuchni. Ale, miałam w głowie CAŁĄ FILOZOFIĘ TEGO ZDROWEGO ŻYWIENIA!

Właśnie wtedy zaczęliśmy nagle wszyscy współpracować ze sobą. Pandemia przyniosła piękną współpracę kucharzy w Polsce.

Muszę przyznać, że jest Pani pierwszą osobą, z moich dotychczasowych rozmówców, która tak pięknie mówi o pandemii.

Pamiętajmy, że wszystko ma awers i rewers. Można było oczywiście narzekać na pandemię. Ale po co? Ja na przykład wykorzystałam ten czas i zrobiłam sobie “go office”. Wszystkie sprawy zawodowe, wykonywałam będąc w ruchu. Stałam się “piechurem wilanowa” . Do tego stopnia, że gdy ludzie mnie widzieli w słuchawkach, spacerującą wiedzieli, że ja wówczas pracuje. Także całą biurokrację, którą w tym okresie czasu załatwiało się telefonicznie wykonywałam będąc w ruchu – to był mój warunek. Dzięki czemu moja insulinooporność poszła w regres. Podziała się magia ze zdrowiem.

Co ciekawe, kucharze nie dlatego są otyli, że ciągle jedzą tylko dlatego, że nieustannie próbują. I tu też taka ciekawostka odnośnie kobiet aktywnych. One mają problem z hormonami, to jest niestety efekt uboczny naszej przedsiębiorczości, efektywności i skuteczności.

Chcąc pogodzić dom i pracę osiągając sukces dochodzi do zaburzeń organizmu, który nie jest przystosowany do takiej aktywności. I my kobiety płacimy za to cenę w hormonach, które definiują jakość naszego życia.

Stąd choroba hashimoto, stąd problemy z tarczycą, stąd problemy z prolaktyną. I ta insulina. To jest efekt uboczny współczesności. I dopóki ewolucyjnie nie wypracowana zostanie nowa metodologia radzenia sobie z tak aktywnym życiem Dodatkowo rodzenie dzieci. Bo kiedyś była to jedyna powinność kobiet, dzisiaj stanowi tylko drobny element całej układanki. Musimy przystosować nasze organizmy, nasze ciała i mózg do takiej aktywności.

Skoro mowa o aktywności. Czy nie brakowało Pani gotowania podczas prowadzenia programu “Azja Express”?

W ogóle nie brakowało mi gotowania, w ogóle nie brakowało mi jedzenia. Szczerze? Niczego mi nie brakowało! Jedynie to poczucie, że przecież ten bieg nie będzie trwał wiecznie.

Mało tego, ja nie lubię słowa “brak”. Bo słowo “brak” powoduje dysfunkcję w mózgu. Wprowadza nas od razu w zły nastrój. Staram się nie komentować życia przez negację. czyli zamiast mówić, że czegoś nie mam to mówić co mam. Dlatego bardzo mocno dobieram słowa. Bardzo mocno staram się je traktować jak “zaklęcia”.

IMG_1632

Pozostając przy temacie związanym z telewizją. Który prowadzony przez Panią program kulinarny wspomina Pani najlepiej? Obstawiałabym “Patenciary” ale mogę się mylić.

Każdy program kulinarny niesie coś dobrego. Ale to prawda, “Patenciary” to wyjątkowy format, bo z moimi córkami. Chociaż z własnymi dziećmi na planie ciężko się pracuje, bo kiedy one są z mamą czują się jak dzieci. Kiedy mama znika na przykład do garderoby i zaczynają pracę na planie bez mamy – pracują jak profesjonalistki.

Zresztą chyba każdy z nas tak ma, że jak posiada to oparcie obok to delikatnie się rozczulamy. Bo l udzkość, my wszyscy wypracowaliśmy w sobie tak piękne mechanizmy. Dla mnie nie istnieje pojęcie okrutnego świata. Ja nie chce i nie wierze w taki świat. Nikt mi tego nie wmówi. Dla mnie świat jest najpiękniejszym miejscem do życia a ludzie, są dla siebie bardzo życzliwi.

Nawet jeśli pojawia się ten moment frustracji to należy wyciągnąć z tego lekcje, piękną lekcję, dzięki której zdobywamy nasze największe doświadczenia życiowe.

Jakby miała Pani do wyboru program kulinarny lub cykliczne poprowadzenie warsztatów kulinarnych, co by Pani wybrała?

To są dwie zupełnie różne rzeczy. One są w ogóle nieporównywalne. Dlatego, że program kulinarny oprócz możliwości wyrażenia siebie jest połączony z pewnego rodzaju show. Wówczas pojawia się ta typowa telewizyjna adrenalina. I warto podkreślić, że to jest praca całego sztabu ludzi.

Natomiast warsztaty to kontakt z człowiekiem, który przychodzi specjalnie po to, żebym mogła się z nim podzielić swoją wiedzą. Jest przepiękna, symbiotyczna współpraca To jest taki czas i miejsce gdzie ludzie przychodzą sami bo CHCĄ!

To jest doskonała forma współpracy, w której przychodzą ludzie, płacą za ten czas, za to spotkanie i wymieniamy się cudowną energią kulinarną i nie tylko.

Za to program kulinarny potrafi być trudny. Mogą się wydarzyć przeróżne rzeczy, na które nie mamy wpływu. Trzeba tam dbać o każdy detal. Widzowie, są bardzo czujni. Dlatego musimy być perfekcyjni w każdym calu.

Program jest nagrywany, warsztaty odbywają się na żywo. To są zatem zupełnie dwie różne konwencję. Stąd też ja nie jestem w stanie porównać tych dwóch form. Co nie zmienia faktu, że każdą uwielbiam. Bez dwóch zdań.

I tu przytoczyć możemy historię Buddy w okularach, który nie dał mi odpowiedzi ale obiecał mi jedno, że do miejsca w którym jestem zawsze mogę wrócić. A do miejsca do którego idę, warto dojść!

Dlatego będę robić wszystko na sto procent, z największą miłością i życzliwością do świata. Bo zawsze mogę wrócić do tego miejsca w którym będę narzekać, że coś jest nie tak ale po co?

Skoro wypracowałam sobie taką obietnicę w 30 te urodziny, czyli jedenaście lat temu, to jak to z natury rzeczy, moja babcia powiedziała, że jak się dotrzymuje słowa to jest FAJNIE. Ale najpiękniej jest dotrzymać słowa samemu sobie.

Autorytet kulinarny Darii Ładochy to….

Ciekawy wątek. Myślę że taka postawa kucharza, która zawsze była mi bliska to był Jamie Oliver.

Może inaczej – aby posiadać autorytet należy mu poświęcić czas. Ja nie mam czasu aby oglądać programy kulinarne, bo jestem zajęta tworzeniem własnych przepisów lub jestem zajęta wychowywaniem dzieci. Dlatego kiedy mówimy o autorytecie kulinarnym to mogę powiedzieć o moich nauczycielkach kuchni tajskiej. Uczyły mnie wiedzy tajemnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Podczas pobytu w Tajlandii, po raz pierwszy 20 lat temu!

I to są kobiety, które traktuje jako autorytet bo one poświęciły mi mnóstwo czasu. Abym mogła zrozumieć dlaczego ich kuchnia jest dla nich dziedzictwem narodowym. Dlaczego stała się jedną z najlepszych kuchni na świecie, po którą ludzie sięgają z zakątków całego świata.

Także podsumowując w pierwszej fazie mojego życia autorytetem kulinarnym była moja babcia. A w następnej to były moje nauczycielki tajskie, w Tajlandii.

Bardzo mnie cieszą te słowa, bo dotychczas raczej słyszałam tu o osobach – celebrytach.

Ja nigdy nie chciałam i nie pomyślałam o sobie w taki sposób. To jest trochę tak, że jak ktoś posiada przynależność religijną do jakiejś wiary. To stara się utrzymywać kontakty z ludźmi, z którymi jest im po drodze. Dlatego tworzą się jakieś małe grupy, w obliczu na przykład właśnie społeczności religijnej. Nie było mi nigdy po drodze do tego ale MAM OGROMNĄ POKORĘ do tego zawodu ponieważ ja nie jestem kucharzem z wykształcenia.

Ja w wieku 30 lat musiałam przejść od obieracza krewetek w Tajlandii, czy szatkowania na przykład trzydziestu kapust. Czy wyciągniecią ździebełka z liścia limonki kafir. Z worka wielkości mnie samej, gdzie tych liści było tysiące.

A co istotne, liście limonki kafir rosną na gałęziach, które mają kolce więc żeby wyciągnąć te liście musiałam pokaleczyć sobie całe dłonie. Dlatego mam ogromny szacunek do tej pracy.

Mimo posiadania agencji reklamowej i tego, że stać mnie było na to, żeby kupić sobie złote kolczyki. To w kuchni stałam z nimi jak równy z równym.

Żeby przejść na przykład na stanowisko smażenia trzeba było przejść ogrom pracy. A po pracy chować ubrania do worków foliowych i zakręcać na supeł żeby nie śmierdziało w pokoju, gdzie już wtedy ja miałam córkę i jeździła z nami do Tajlandii. Został z nią jej tato, a ja chodziłam na dwanaście godzin do pracy i uczyłam się gotować.

Dlatego ego, cokolwiek nie robimy nie powinno przysłaniać nam fascynacji do tego co robimy.

Te kilka zdań zdecydowanie większość przyszłych kucharzy powinna przeczytać i zapamiętać. Na sam koniec Pani Dario chciałam spytać czego wraz z Akademią Kulinarną Go Cook możemy Pani obecnie życzyć?

Chciałabym na pewno poprowadzić kolejny sezon “Azja Express” i oczywiście wydać na świat moją książkę Tajską, która właśnie powstaje.

Zatem tego serdecznie Pani życzymy!

IMG_1765

Rozmowę przeprowadziła: ZUZANNA CIEŚLAK

Rozglądasz się za salą na warsztaty kulinarne w Warszawie?

Sprawdź naszą ofertę sali na wyjanem w Warszawie. Lokalizacja blisko centrum, dla 150 gości.

Sprawdź naszą propozycję